Biała Księga
Tomasza Justyńskiego

Wbrew faktom, pomimo przedawnienia.

Kajdanki i zarzuty

 

 

Szanowni Państwo,

 

w dniu 7. marca br. zostały mi postawione zarzuty prokuratorskie, długo wyczekiwane w mediach lokalnych oraz niecierpliwie zapowiadane przez Rektora UMK prof. Andrzeja Tretyna. Ten ostatni od dawna korespondował zarówno z Prokuraturą Okręgową w Gdańsku, jak i z Prokuratorem Generalnym, ponaglając do działań. A konto zarzutów, w dniu 2 lutego br. podjął decyzję o zawieszeniu mnie w obowiązkach Dziekana, Kierownika Katedry oraz pracownika WPiA. Zaś kilka dni wcześniej, tj. w dniu 26 stycznia br. usilnie domagał się od szpitali Województwa Kujawsko-Pomorskiego informacji, czy tam przebywam. Dlaczego Rektor sądził, że jestem w szpitalu, nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że tego dnia mój obrońca usprawiedliwił moją nieobecność w Gdańsku informując wyłącznie Prokuraturę Okręgową w Gdańsku o leczeniu szpitalnym (zresztą bez szczegółów, gdyż sam obrońca tego dnia w godzinach porannych ich nie znał, w szczególności miejsca hospitalizacji).

 

W postawieniu zarzutów nie byłoby nic specjalnie zaskakującego, gdyby nie dwie okoliczności. Otóż, zostały one postawione pomimo upływu terminu przedawnienia oraz „w kajdankach”.

 

Prokuratura Okręgowa w Gdańsku od 4 lat prowadzi na podstawie anonimu śledztwo dot. rzekomego naruszenia przeze mnie praw autorskich N. Schulze. W tym czasie nie zdobyła, jak można się domyślać, stosownych dowodów potwierdzających podejrzenie. Jeśliby je przecież posiadała, nie zwlekałaby do ostatniej chwili z działaniami. Jakież było moje zdumienie, gdy prokurator ustnie uzasadniając zarzuty stwierdziła, że „przesłuchanie rzekomo poszkodowanej N. Schulze nic do sprawy nie wniosło”, zaś zarzuty oparte są na opinii, czy raczej tłumaczeniu, wybranych fragmentów pracy N. Schulze z niemieckiego na język polski uzyskanej 1,5 roku temu. Można poważnie wątpić w jej wagę skoro prokuratura aż tyle czasu potrzebowała, aby ocenić, czy jest, czy nie jest wystarczająca. Tyle czasu, że aż doszło do przedawnienia ścigania. 23 stycznia 2016 r. upłynęło bowiem 5 lat od chwili przekazania przeze mnie opatrzonego moim podpisem tekstu do Wydawnictwa. Z tą chwilą niedopuszczalne staje się podejmowanie jakichkolwiek czynności w sprawie, poza jej umorzeniem (!). W dniu 13 lutego br. poinformowałem Prokuraturę Okręgową w Gdańsku o tym fakcie wnosząc jednocześnie o umorzenie postępowania.

 

Mimo to, do postawienia zarzutu doszło i to w spektakularnych, wręcz szokujących okolicznościach. Zostałem zatrzymany w prawdziwie amerykańskim stylu przed własnym domem i dostarczony w kajdankach (taki jest podobno standard, jednak dla mnie osobiście rzecz wprost nie z tego świata) do Gdańska, w policyjnej więźniarce w tzw. „klatce dla więźniów” (to też podobno standard). Podobno wszystko to z powodu utrudniania i przedłużania śledztwa. Śledztwa, o którym dowiedziałem się po raz pierwszy oficjalnie w dniu 5 stycznia br. (a więc gdy trwało już blisko 4 lata).

 

Lokalne media, jakby przygotowując grunt, już w przeddzień tego zdarzenia donosiły, że „dziekan dwukrotnie nie stawił się w prokuraturze (!)” (jakby nieważne, że pierwszy termin usprawiedliwiłem, na drugi zaś nie byłem wezwany). Pisałem sprostowania. Nie zostały (jeszcze?) opublikowane.

 

Wtórował temu Prof. Andrzej Tretyn zarówno na Senacie w dniu 23 lutego br. ogłaszając, że się ukrywam…, jak też w liście do pracowników WPiA.

 

Oczywiście, złożyłem skargę na działania prokurator Aliny Wojdyr do Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku; zaskarżyłem też czynność „aresztowania”. Ale co z tego…

 

I tak trudno oprzeć się wrażeniu, że postępowanie Prokuratury w Gdańsku oraz działanie Uczelni w sprawie mojego rzekomego naruszenia praw autorskich N. Schulze są absolutnie niestandardowe. Nie sposób też nie dostrzec szczególnego zaangażowania i wyraźnej niechęci do mnie (demonstrowanej w wielu sytuacjach) JM Rektora Profesora A. Tretyna. Będzie on mógł obecnie odetchnąć i odpowiedzieć na ewentualne pytania wyborców, że słusznie zawiesił Dziekana.

 

 

 

Tomasz Justyński

 

A… zapomniałbym jeszcze. Zastosowano wobec mnie dozór policyjny (obowiązek meldowania się co 7 dni na posterunku policji). Prokurator A. Wojdyr uznała, że izolacyjny środek zabezpieczający (aresztowanie) nie jest konieczny.

 

 

- skarga na czynności prokuratora

 

 

Nieprawna decyzja Rektora UMK o zawieszeniu w obowiązkach pracownika

 

Toruń, 18 lutego 2016 r.

 

 

Szanowni Państwo,

 

pozwalam sobie dzisiaj zamieścić moje oświadczenie skierowane do Pracowników Wydziału Prawa i Administracji UMK w Toruniu w związku z decyzją JM Rektora z dnia 2 lutego o zawieszeniu mnie w obowiązkach pracownika, Kierownika Katedry Prawa Cywilnego i Rodzinnego oraz Dziekana Wydziału Prawa i Administracji.

 

Decyzja podjęta w gorącym czasie wyborczym pozbawiona jest podstaw prawnych. Nie daje ich bowiem ani przedawnione już toczone przez Prokuraturę w Gdańsku postępowanie karne, ani też uczelniane postępowania dyscyplinarne, również od lipca ubiegłego roku przedawnione.

 

Dołączam także tekst listu otwartego Prof. Andrzeja Tretyna Rektora UMK skierowanego do pracowników Wydziału oraz moją na niego odpowiedź.

 

 

Tomasz Justyński

 

 

Toruń, 15 lutego 2016 r.

 

 

Szanowni Państwo Członkowie Rady Wydziału,

 

w dniu 2 lutego Rektor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika Prof. Andrzej Tretyn podjął decyzję o zawieszeniu mnie w obowiązkach Dziekana, Kierownika Katedry oraz pracownika WPiA. O zawieszeniu dowiedziałem się za pośrednictwem mediów, które od rana domagały się moich wypowiedzi. Sama decyzja doręczona została mi dopiero w dniu 13 lutego.

 

Już nawet powierzchowna analiza uzasadnienia wskazuje, że Rektor podjął decyzję nielegalną, nieznajdującą oparcia w obowiązujących przepisach.

 

Decyzji nie usprawiedliwia przecież przywołana przez Rektora na jej uzasadnienie rzekoma wiedza o zamiarze postawienia Dziekanowi zarzutów przez prokuraturę w Gdańsku. Nie tylko dlatego, że do dzisiaj nie zostały one postawione (roztropnie byłoby poczekać aż zostaną), ale przede wszystkim dlatego, że – wobec upływu terminu przedawnienia (prokuratura analizowała sprawę od 4 lat) – nie mogą zostać postawione.

 

Również dodatkowa wskazana przez Rektora przyczyna jest pozorna. Rzekomo wszczęte na UMK postępowanie dyscyplinarne nie mogło być wszczęte ani nie może się toczyć chociażby z powodu jego przedawnienia (chociaż zachodzą także inne przyczyny, jak np. brak skargi uprawnionego oskarżyciela). Od kilku miesięcy w Komisji leży wniosek adwokata o umorzenie postępowania z tego właśnie powodu. Do dzisiejszego dnia nierozpoznany. Zapewne nie bez znaczenia jest tu okoliczność, że z Komisji konsekwentnie wykluczeni zostali wszyscy prawnicy. Pozostali mają prawo nie rozumieć reguł postępowań formalnych.

 

Pytanie o to dlaczego zatem (mimo braku podstaw) podjęta została tak drastyczna rujnująca nie tylko mnie osobiście ale też godząca w Wydział i Uniwersytet decyzja nie może nie pojawić się. Jedni wskazują tu osobistą niechęć JMR Rektora do Dziekana WPiA, inni zapewne nie bez racji wskazują na czas wyborczy.

 

Informuję Państwa, że podjąłem kroki odwoławcze w związku z tym niebywałym naruszeniem moich praw oraz mojego dobrego imienia. W związku z kolejnymi szykanami i bezprawnymi działaniami JM Rektora rozważam możliwość złożenia zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przez Prof. Andrzeja Tretyna przestępstwa mobbingu.

 

 

Tomasz Justyński

 

- list JM Rektora z dnia 16 lutego 2016 r.

 

- odpowiedź Prof. Tomasza Justyńskiego z dnia 17 lutego 2016 r.

 

 

OŚWIADCZENIE

 

Oświadczam, że Prokuratura Okręgowa w Gdańsku nie przedstawiła mi żadnego zarzutu. Dziwna to praktyka, że najpierw dowiaduje się o tym prasa, a nie osoba zainteresowana. Również z prasy wiem, że śledztwo zostało wszczęte na podstawie anonimowego donosu.

 

Zapewniam, że nie dopuściłem się naruszenia praw autorskich. Moja książka „Prawo do kontaktów z dzieckiem” uzyskała bardzo dobre recenzje. Od czterech lat temat rzekomego plagiatu pojawia się i zanika. To falowanie zbieżne jest z takimi wydarzeniami na UMK jak wybory dziekańskie czy rektorskie. Przedstawiłem opinie wybitnych znawców prawa autorskiego, które wykluczają, bym w swojej książce naruszył prawa autorskie. Wśród nich jest opinia oparta o tłumaczenia pracy Nataschy Schultze, dowodząca, że każdy zarzut niedozwolonego korzystania z pracy tej Autorki, jest niezasadny. Podkreślam, że publikację Nataschy Schultze wielokrotnie przywoływałem w swojej książce, zgodnie z regułami pracy naukowej. Badając europejskie uregulowania dotyczące kontaktów z dzieckiem powoływałem nie tylko literaturę niemiecką, ale także belgijską, francuską i z wielu innych krajów. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że prof. Wanda Stojanowska, która zawiadomiła Dziekana WPiA UMK w Toruniu o podejrzeniach naruszenia praw autorskich Nataschy Schultze, mojej książki… w ogóle nie przeczytała. Dowiedziałem się o tym w przerwie procesu cywilnego, który wytoczyłem prof. Wandzie Stojanowskiej. W zawartej przed Sądem Okręgowym w Słupsku ugodzie zapewniła, że jej wypowiedzi do prasy, sugerujące naruszenie przeze mnie praw autorskich Nataschy Schultze, zostały błędnie zinterpretowane przez dziennikarzy.

 

Teraz temat powrócił i to akurat w chwili, gdy powszechnie przypisywano mi zamiar kandydowania na stanowisko rektora UMK. Powrócił z impetem: przecież zawieszenie mnie w prawach pracownika naukowego i Dziekana WPiA UMK uniemożliwi mi kandydowanie. O zawieszeniu także dowiedziałem się z mediów. Czy to mnie jeszcze dziwi? Po tym, jak władze UMK złożyły do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa sfałszowania zawiadomienia o terminie przesłuchania u rzecznika dyscyplinarnego, już nic nie powinno mnie zaskoczyć. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku prowadziła śledztwo, którego celem było ustalenie, czy doręczone mi przez rzecznika dyscyplinarnego zawiadomienie zostało podrobione lub przerobione. W podtekście była sugestia, że najpewniej przerobione przeze mnie. Nieprawdopodobne? A jednak… Prowadzone za pieniądze podatników śledztwo zostało po kilku miesiącach umorzone.

 

Ciągle nie zostały umorzone dyscyplinarne postępowania wyjaśniające, które nie dostarczyły żadnych podstaw do stwierdzenia, że uchybiłem godności nauczyciela akademickiego. Na pisma reprezentującego mnie adwokata wnoszącego o umorzenie postępowań, które nie mają prawa się toczyć, Rektor UMK odpowiada wymijająco: w swoim czasie zostaną podjęte odpowiednie decyzje.

 

Media dokonały na mnie linczu, bo to przecież rewelacyjny temat: plagiat na wydziale prawa, najciemniej pod latarnią, profesorowie ściągają. Tytuły same przychodzą do głowy. A prawda? A kogo to obchodzi? Skoro wszyscy o tym mówią, to chyba jest coś na rzeczy…

 

Wiem, że moja książka „Prawo do kontaktów z dzieckiem”, jest dobrą, samodzielną książką, w pełni szanującą cudze prawa autorskie. Wiem, że moja książka się obroni. Nie wiem tylko, czy ja jestem w stanie obronić się przed kolejną nagonką, błotem i hejtem.

 

To, co wokół mnie dzieje się od grudnia 2011 roku czyli od zawiadomienia przesłanego do Dziekana WPiA UMK przez prof. Wandę Stojanowską, odbieram jako zorganizowany spektakl. On ma reżysera, może nawet niejednego. Ten spektakl usiłuje mnie zniszczyć, ale przede wszystkim szkodzi wizerunkowi UMK. To mnie boli najbardziej.

 

 

 

Tomasz Justyński

 

 

Słowo wróblem wylata…Profesor Stojanowska ubolewa

 

 

Szanowni Państwo,

 

upływ półtora roku od medialnych wypowiedzi prof. Wandy Stojanowskiej pokazał, że niezachwiana pewność, z jaką wypowiadała się o nierzetelności mojej pracy, zniknęła. Co więcej prof. Stojanowska przyznała, że jej wypowiedź została przedstawiona przez dziennikarzy TVN niezgodnie z jej rzeczywistą intencją. Nigdy nie twierdziła ani też nie zamierzała przesądzać, że popełniłem plagiat. Pozwana wyraziła ubolewanie z tego powodu, że jej wypowiedzi mogły zostać inaczej odebrane niż chciała. Zobowiązała się również unikać wszelkich sytuacji mogących przynieść podobne skutki.

 

Przyjąłem te oświadczenia do wiadomości, co pozwoliło zawrzeć ugodę w sprawie.

 

A swoja drogą największe zaskoczenie przeżyłem nie w sali rozpraw, ale w sądowym korytarzu. Podczas rozmów na temat ugody, okazało się, że prof. Stojanowska "nie tylko nie zna języka niemieckiego, ale też… w ogóle nie czytała mojej książki…". "W pełni zaufała swemu pracownikowi, zaś dziennikarze zmanipulowali jej wypowiedzi".

 

Warto było wybrać się z Torunia do Słupska, by dowiedzieć się takich ciekawych rzeczy…

 

Udostępniam dziś ten – prawomocny już – dokument, mając nadzieję, że również pozostali naruszyciele wyciągną zeń odpowiednie wnioski.

 

 

Tomasz Justyński

 

- ugoda sądowa z dnia 23 września 2014 r. zawarta w Sądzie Okręgowym w Słupsku

 

 

Szanowni Państwo,

 

od pewnego czasu namawiano mnie do bardziej skutecznego informowania środowiska akademickiego o niebywałych okolicznościach towarzyszących oskarżeniu mnie o popełnienie plagiatu.

 

Długi czas odrzucałem tę myśl wierząc, że sprawa powinna być rozstrzygana wyłącznie merytorycznie przez uprawnione instytucje. Tak się jednak nie dzieje. Stałem się obiektem medialnej nagonki, co ostatecznie przekonuje mnie, że obrona mojego dobrego imienia również na tej płaszczyźnie stała się nieuniknioną koniecznością.

 

Bezpośrednim powodem decyzji jest zdumiewające zachowanie Redakcji Forum Akademickiego. Odmówiła ona "ustami swego prawnika" zamieszczenia mojej odpowiedzi na wybitnie jednostronny i nierzetelny pod wieloma względami artykuł-oskarżenie M. Wrońskiego pod moim adresem.

 

Odmowa zaskakuje z wielu powodów, również dlatego, że nie chodzi o pismo brukowe, ale periodyk szanowany, posiadający już pewną tradycję, a także aspirujący do miana ogólnoakademickiego. Mój tekst jest wyważony i ogranicza się do przytoczenia faktów. Być może niewygodnych, a dla niektórych nawet wstydliwych, ale jednak faktów.

 

Zamieszczam dziś zatem moją odpowiedź na tekst M. Wrońskiego, ufając, że ostatecznie ukaże się ona także na łamach Forum Akademickiego. Do tekstu dołączam pismo z kancelarii adwokackiej reprezentującej Redakcję Forum Akademickiego. Niestety nikt z Redakcji nie zdobył się na zakomunikowanie mi tej decyzji. Być może dlatego, że pozostawała ona w rażącej sprzeczności z wcześniejszym zapewnieniem (złożonym po blisko miesiącu od przesłania materiału do Redakcji), że zostanie on opublikowany w numerze październikowym.

 

Sukcesywnie będę dołączał także inne dokumenty i publikacje naświetlające sprawę oraz okoliczności jej towarzyszące.

 

Nie wszystko może być upublicznione. Część dokumentów objętych jest tajemnicą korespondencji, część tajemnicą wynikającą z poufności rozmaitych toczących się postępowań. Szanuję te zasady, w przeciwieństwie do osób, które nie wahały się wydawać niezachwianych publicznych sądów na mój temat i temat mojej pracy naukowej.

 

Tomasz Justyński

 

 

PS.

W dniu dzisiejszym (t.j. 8 października 2013 r.) zadzwoniłem do Redakcji Forum Akademickiego. Redaktor Naczelny zaproponował opublikowanie tekstu skróconego czterokrotnie (z 20.000 do 5.000 znaków) pod warunkiem pominięcia fragmentów dotyczących "metod pracy" M. Wrońskiego.